niedziela, 3 marca 2013

Zostawiasz nas same na całą niedzielę? Pożałujesz

Leżę w wannie i się relaksuję po dniu spędzonym na bieganiu z nartami u nóg. Zwierzaki też gdzieś biegają, z rzadka tylko zaglądając do łazienki. Nagle słyszę potężne SRUUUUU. Coś spadło.
Nic to, myślę sobie, ale nie mogę odgonić myśli o słyszanego wyraźnie dźwięku tłukącego się o kafelki szkła.
Wyobraźnia działa, więc widzę już zakrwawioną sierść i futerko. Wyskakuję więc z wanny i lecę do kuchni. A tam roztrzaskana w drobny mak - a części po całej powierzchni przedpokojo-salono-kuchni - podstawka pod świeczkę. Świeczka leży na kuchence. A jeszcze na dodatek strącona butelka, z której na kuchenkę wylewa się oliwa. Wylało się jej tyle, że mało brakowało, a wylewałaby się z kuchenki. Czas ogarniania kuchni: pół godziny.
Wrrr.
Podejrzana: kocica. Stoi nieopodal ze zwieszoną głową grzesznika. Nie podchodzi nawet jak zaczynam zamiatać, choć zwykle ma hopla ma punkcie ruchów miotły.
Chwila oczywiście ma za nic walające się wszędzie szkło i udaje fakira.

Balbina pewnie chciała wleźć na/zleźć z szafek w kuchni, ale coś jej się nie udało, strąciła świeczkę, która poleciała razem z podstawką, przy okazji zahaczając o butelkę z oliwą.
Świeczka na szczęście nie była zapalona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz