wtorek, 10 grudnia 2013

Fretka od kota i vice versa

Czego może się nauczyć fretka od kota?
Oczywiście korzystać (celnie) z kuwety! Jeszcze nie zawsze to małej jędzy wychodzi, ale statystyki ma niespodziewanie wysokie. Włazi do kuwety i załatwia się w niej jakby nic innego nigdy nie robiła.
Haha!

Czego kot może się nauczyć od fretki?
Otwierania drzwi przesuwnych. Nie wiem jak Balbina to zrobiła, ale podpatrzyła, że Chwila, kiedy chce sobie otworzyć drzwi kładzie się wzdłuż nich, wciska pazurki w mikroszczelinę i tak się zapiera całym swym małym ciałkiem (które przy tym nieco skacze, bo nie ma oparcia), że w końcu cel osiąga i włazi, gdzie jej się podoba. Kot oczywiście jest większy i może się skuteczniej zaprzeć, o framugę, dwa ruchy i voila otwarte!

sobota, 16 listopada 2013

Szczęśliwość według fretki

Po wyjątkowo pięknej jesieni nadeszła jesień zimna i przymrozkowa. Przestałam się łudzić, że moje balkonowe pomidory jeszcze dojrzeją. Trzeba więc było wykarczować roślinki. A któż się lepiej do tego nadaje od małego czworonoga?
Wszystkie skrzynki i doniczki postawiłam na podłodze balkonu, zawołałam Chwilę (nieproszona na balkon wlazła też Balbina), po czym wzięłam się za focenie, a następnie zamknęłam balkon. Ziemia latała na wszystkie strony, aż w końcu, fretka, cała umorusana, uznała, że ma dość. Wyszła i jak zasnęła, tak śpi cały czas. Nie ma to jak zmęczyć się szczęśliwie!





niedziela, 22 września 2013

Pościgi, morderstwa, wypadki

Niedzielny poranek to najlepszy czas na harce i zabawę. Wcielamy się wtedy z Balbiną w nasze ulubione role, ja jestem uciekającą myszą, a ona (cóż za zaskoczenie) dzielnym kotem-łowcą.
Skubana jest w tym naprawdę dobra i zazwyczaj mysz kończy żywot w objęciach kota. 
Dzisiaj też harcowałyśmy, ale niestety Balbina zrobiła złe obliczenia i wylądowała z łapką w kuwecie, w której jest woda (a woda jest w kuwecie gdyż Chwila notorycznie ciągnie za sobą wszelkie miski, jeśli jest w nich woda, to tylko przez 5 minut, za to potop w mieszkaniu gwarantowany).
Teraz siedzi liże rany, mysz jej nie obchodzi, ale na pocieszenie i tak ją dostała :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

Powrót do dzieciństwa

Cofam wczorajsze spostrzeżenia.
To znaczy Balbina nadal ma rok (i jeden dzień) i młodsza już nie będzie (sorry, kocie). Ale to nieprawda, że skończyła być kociakiem. Ona po prostu - jak każde dziecko - znudziła się zabawkami i dlatego nie chce ganiać za piłką.
Dzisiaj piłkę (na wędce) wymieniłam na myszkę (też na wędce) - Balbina śmigała aż miło. Ze dwadzieścia minut żeśmy harcowały.
Nie wiem tylko co z tym znudzeniem Chwilą - może niech to będzie zmartwienie fretki ;-)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Hepi bersdej tu ju!

Balbina właśnie wyrosła z niemowlęctwa i stała się dorosłym kotem. Przepraszam, kocicą.
Ponieważ dorosłym kocicom nie przystają figle, siedzi i ma focha. Ani za piłką, ani za Chwilą nie chce ganiać.
Zatem ku pamięci fotka, kiedy była jeszcze małym, słodkim kocim dzieckiem (ledwie 2 dni temu) i postanowiła się upchnąć do nurkowego worka :)

środa, 31 lipca 2013

Kochamy lato

Latem w domu króluje arbuz. Kochamy ten owoc szalenie. Dzieli z nami tę miłość także Chwila, co czasami bywa dość męczące. Arbuz idzie pod nóż - we fretkowej misce ląduje trochę kawałków, resztą się dzielimy na pół. Nie zdążę nawet dobrze się usadowić przed kompem, jak Chwila już przebiera nogami w moją stronę - hop! jest na kanapie, hop i wskakuje na regał, dziesięć kroczków i wkłada pyszczek w MOJĄ miskę z arbuzem. Wyciąga kawałek mniej więcej połowy swojej wielkości i dalejże uciekać. Kombinuje trochę przy wejściu na regał, duma, czy nie lepiej go zrzucić i szybko pobiec na dół po zdobycz, ale decyduje się w końcu czmychać standardowo. Jeśli kawałek się złamie leci czym prędzej do skryjówki z tą częścią, którą ma w pyszczku, a po sekundzie jest już z powrotem po pozostawiony łup. Ledwo go schowa, ląduje znowu z głową w mojej misce. Ja w tym czasie zdążę zjeść może ze dwa kawałki. I tak się przepychamy, która szybciej i więcej tej słodyczy zeżre :)

Kocica tymczasem na arbuza patrzy z niechęcią, a na nas z powątpiewaniem, czy nie postradaliśmy zmysłów. Trochę zazdrości fretce uwagi, więc postanowiła, że będzie hurtowo gubić sierść.Hurtowo czyli w ilościach pozwalających w tydzień wypchać całkiem potężny materac (o! i to jest pomysł na biznes). Wyczesuję ją dwa razy dziennie, ale nie bardzo to pomaga, szczególnie, że Balbina za każdym razem udaje, że widzi szczotkę po raz pierwszy. A skoro po raz pierwszy to trzeba ją powąchać, spróbować ugryźć, uciekać, potem dać się chwilę poszczotkować, próbować wyrwać to dziwne narzędzie, powąchać, spróbować ugryźć i tak ciągle. Włosy z szarego kota stały się więc nieuchronnym, magicznym składnikiem każdej gotowanej potrawy. Mniam.

niedziela, 28 lipca 2013

Smutna rocznica

Dziś mija rok od kiedy nie ma z nami Momenta.
Naszego grubego, leniwego, kochanego freciszona.
Smutno :'(


Zawsze Cię będziemy pamiętać, Momo!

czwartek, 18 lipca 2013

Wcale nie jesteś moim autorytetem

Przyjechały dziś dary ze sklepu zoologicznego (dary człowieka dla zwierzaków, nie żeby za darmo się u nas pojawiły). Wśród nich znalazły się m.in. puszki kociego żarła mokrego. Balbina do takich nowinek nieprzyzwyczajona, ale czasem trzeba jej coś nowego wrzucić "na ruszt".
Otworzyłam puszkę, kot już był przy misce. Nałożyłam trochę, kot już wkładał tam swój łepek. A potem, Chwilowym zwyczajem, wyciągnęła sobie kawałek poza michę i wcina (bo oczywiście jedzenie nad miską i z miski to mega obciach, nie robią więc dziewczyny takich rzeczy).
Zjadła, oblizała się, tęsknym spojrzeniem zarzuciła, a kiedy nie dołożyłam, smętnie odeszła.

Niebawem wstała Chwila i zaczęła - a jakże - kręcić się przy misce i lodówce (w sumie miski stoją całkiem niedaleko lodówki). No to ja hyc, wyciągnęłam puchę, wywaliłam trochę zawartości na miskę i dalejże wołać zwierza. Chwila podeszła, obwąchała (w tym momencie, całkiem przez przypadek koło miski pojawiła się Balbina), fretka po obwąchaniu spojrzała na mnie z miną mówiącą "Żartujesz sobie?", znowu powąchała "to coś" przed nią, po czym uznała, że nie będzie nawet próbować, bo to poniżej jej godności. I odeszła swym śmiesznym fretkowym chodem, by czym prędzej znaleźć się jak najdalej od puszkowego żarcia. Dokładnie wtedy, kiedy Chwila się zawijała do skryjówki, do miski podeszła Balbina. Obwąchała to czym wzgardziła fretka, zrobiła kopię fretkowej miny i odmaszerowała dumnie, jak najdalej od miski.

A ja zostałam tam z debilnym uśmiechem i przymilnym głosem "jedzonko!". Echhh te ich układy stadne.

środa, 17 lipca 2013

Anegdotka rodzinna

Parę miesięcy temu opiekowałam się malutkim siostrzeńcem. Sio uprzedzała mnie, że trzeba będzie TO zrobić. Czyli przewinąć Juniora, ale że on wtedy jadł mleko głównie, zatem nie było to wielkie halo.
Kiedy maluch zaczął dostawać normalne żarcie też zdarzyło mi się z nim spędzić dzień. Tym razem sio lojalnie uprzedzała, że TO będzie już naprawdę traumatyczne i żebym była dzielna.
Wraca, pyta, czy było TO.
- Było - odpowiadam
- I jak? Strasznie, nie? - dopytuje
- Zwariowałaś, widać, że kota nigdy nie miałaś.

I jest to święta prawda, gdyż Balbina TYM potrafi zakłócić leniwe popołudnie, oderwać człowieka od obiadu (obiad ląduje w piekarniku, żeby nie wystygł, kiedy żołądek będzie się uspokajał). Naprawdę trzy fretki nie powodowały takiego odoru jak jedna mała kocica.

niedziela, 7 lipca 2013

Wakacyjnie

Pojechaliśmy rodzinnie na wakacje. Niestety dla zwierzaków były to wakacje bardzo zajmujące ludzi. Ale i tak staraliśmy się codziennie dostarczyć futrom jakiejś rozrywki.
Chwila wędrowała do kojca, w którym już od pierwszej minuty dzielnie pracowała nad podkopem, by się z niego wydostać. Podkopy były udane - wszystkie! - ale wredni opiekunowie co chwilę (sic!) jej ten kojec przestawiali i fretka musiała zaczynać całą robotę od nowa. Myślicie, że ją to martwiło? A gdzie tam! Dziesiąty podkop powstawał z taką samą werwą i zapałem jak pierwszy. Cała przestrzeń między czterema domkami została zryta, jakby tam grasowało stado dzików.  A to był tylko jeden, mały zwierz. Ale najlepsze było to, że po godzinie "na wybiegu" padała i spała, spała, spała i spała.
Za to kot miał pierwszą styczność z wolnością. Najpierw zapinaliśmy ją w szelki, ale gdy raz nie upolowała ptaszka, siedziała już grzecznie tuż przy człowiekach. A czasem na człowiekach :)
Podobało jej się bardzo - wylegiwała się na schodach, bawiła szyszkami, właziła na drzewko (na drzewo dbaliśmy, żeby nie wchodziła) i uprawiała akrobatykę na oparciu ławki. Zaś zamknięta w pokoju miauczała przeraźliwie, póki słyszała ludzkie głosy, kiedy milkliśmy - ucinała sobie słodką drzemkę.

Mieliśmy też dwie ucieczki.
Jedno z okien naszego pokoju miało założoną pseudo-moskitierę z firanki. Żeby nie było za duszno zostawiliśmy je otwarte. Pod nim zaś stała klatka Chwilowa, w której freciszon spał słodko przez większą część dnia.
Wieczorem, po wybieganiu zwierzów, zamknęliśmy obie w pokoiku, siedzimy nieopodal, gadamy, potem się zbieramy, chcemy przenieść kocyk dla fretki, patrzymy - a ta w klatce. No jakim cudem - zapytowuje filozoficznie Luźny, skoro ją do pokoju odniosłem. Potem się okazało, że firanka była lekko poluzowana, zwierz wykorzystał więc okazję i zwiał. Jego pech (a nasze szczęście), że klatka stojąca pod oknem była otwarta, więc do niej wpadła fretka. I tam już (znowu na nasze szczęście) została.
Za drugim razem z tego samego wyjścia skorzystała Balbina. A uznaliśmy to za niemożliwe, gdyż ten luz firanki był naprawdę niewielki. Ale jak widać dla chcącego (wolności kota) nic trudnego. Wyłapała ją koleżanka, do której domku kocica bezczelnie sobie wlazła.
I jeszcze kilka incydentów w stylu - my wychodzimy z pokoju, niezauważone wychodzą też zwierza. Na szczęście nasze czujne współlokatorki zbierały towarzystwo i nam przekazywały.








poniedziałek, 17 czerwca 2013

Na balkonie

Od kiedy mamy ładną pogodę balkon jest absolutnym nr 1 w naszym domu. Dla mnie - bo oddaję się ogrodniczej pasji i wysiewam, flancuję, przesadzam, no i podlewam. Dla kota - bo ma najlepszą na świecie rozrywkę, czyli patrzenie na gołębie. Dla fretki - bo czasem dorwie tam kota, a poza tym nie ma tam "czynnej" kuwety i może się załatwiać gdzie chce (gdyby bowiem stała kuweta imperatyw fretkowy nakazałby małej załatwiać się tuż obok).



Niekiedy - ale tylko pod czujnym okiem mym - fretka wędruje na górę, do kota i roślinek. Przy roślinkach kot nie jest już taką atrakcją. A długość pobytu na balkonie zależy od tego, jak szybko fretka postanowi mi "pomóc" w przesadzaniu roślinek.



Kot dalej na balkonie głównie się wygrzewa, obserwuje, a niekiedy próbuje dołączyć do swej rozrywki. Wiesza się na tej siatce, ale gdy chce się ją w tym akcie uwiecznić, na dźwięk włączanego aparatu momentalnie przyjmuje nic nie mówiącą pozę: "Ale ja? niby niegrzeczna?"


wtorek, 4 czerwca 2013

Między nami dziewczynami

Powódź uwięziła jedynego przedstawiciela męskiego gatunku z naszego domu daleko od nas. Żeby mi więc nie było smutno, otworzyłam drzwi sypialni (choć pierwotnie wcale nie miałam takich planów, ale jeden wrzaskun to na mnie wymusił). Kocica w ułamku sekundy od przesunięcia drzwi już była na łóżku i mościła się raz w jednym, raz w drugim miejscu. Doprowadzając mnie tym kręceniem się i traktorowaniem do szewskiej pasji, bo było już po północy i naprawdę chciałam spać. A ta włazi na mnie, złazi, kładzie się w nogach, potem koło głowy, przenosi na lewo, na prawo. W końcu padłam ja, a ona chyba też - na poduszce Luźnego. W końcu takiej miejscówki nie wolno zmarnować.
O trzeciej budzi mnie ból w stopie. Mała wredota fretkowa skorzystała z otwartych drzwi, uznała, że skoro ona się wyspała, to pewnie wszyscy też (dziwnym trafem dwie godziny na dobę jej aktywności przypadają na środek nocy) i dawaj budzić człowieka. Czyli mnie. Pewnie była zawiedziona, że nie ma Luźnego, bo ten podskakuje na pół metra, gdy ona go chociażby trąci zimnym noskiem. A podskakuje, bo wie, co nastąpi po tej niby delikatnej zaczepce. Wbicie zębów w ścięgna, albo w mięsień w łydce. Tak, żeby bolało. No więc tym razem ja to poczułam - tylko, że nie obudziłam się po dotyku zimnego noska, a dopiero, gdy ból mi przeszył stopę i po chwili całą nogę.
Potem z kocicą zaczęły w najlepsze się gonić, chować, wydziwiać. Wzięłam więc obie i grzecznie wyprowadziłam z sypialni, żeby się jednak lały tam, gdzie nikomu nie przeszkadzają w zasłużonym wypoczynku. I skończyły się dziewczyńskie harce.

niedziela, 26 maja 2013

Balbina bryka, Chwila śpi

Balbina lekko przesadziła ostatnio. Siedzę przy kompie i coś tam dłubię - nagle słyszę dziwne dźwięki z balkonu. Patrzę, a pół kocicy jest już za siatką, po drugiej stronie balkonu. To ja w ułamku sekundy byłam przy niej i za tylne łapki i ogon wciągnęłam ją z powrotem. A ręce mi się przez godziny jeszcze trzęsły. Dostała więc bana na przebywanie na balkonie (a że pogoda się zepsuła, więc nie było to bardzo niehumanitarne), dopóki Luźny nie poprawił zabezpieczenia siatkowego. Zresztą teraz wychodzi tylko pod nadzorem, bo nie wiadomo, co jej do łepetynki (i kiedy) strzeli.

Za to Chwila chyba wyczuwa, że z lata nici i śpi słodko jakieś 22h/dobę. Co prawda chuda jest zupełnie nie zimowo, ale to dlatego, że w ciągu tych 2 godz. aktywności dobowej lata za kotem, albo ucieka przed kotem - ciągle w ruchu.

wtorek, 7 maja 2013

Na co kot patrzy

Najlepszy spektakl dla kota? Natura, najlepiej latająca.
Najlepsza miejscówka? Balkon, oczywiście!

Balbina, gdyby jej na to pozwolić, cały dzień, od rana do wieczora, spędzałaby teraz na parapecie. Ma tam bowiem super pole obserwacyjne. Patrzy w dół - na trawniku "pasą się" gołębie. Patrzy w górę sąsiadka dokarmia latające bestie.
Kot na razie tylko patrzy, czasem mlaśnie z zadowoleniem, albo się obliże.
Siatka na szczęście trzyma ją z daleka od zapędów łowczych, ale kto wie, jak długo.

Mniam!

Najlepsze stanowisko obserwacyjne - między doniczkami

Gołębie na górze po lewej

Gołębie na górze po prawej

Nie przeszkadzaj człowieku, w kinie jestem!

środa, 17 kwietnia 2013

Amory Balbiny

Wiosna przyszła, wszyscy się radują, oprócz nas :)
Gdyż Balbina tę wiosnę poczuła bardzo, oj bardzo, bardzo, bardzo. A taka byłam z niej dumna, że jakoś tak nie dojrzewa. No nie dojrzewała, bo co, w śniegu ma dojrzewać? Zatem jak śniegi odpuściły, temperatura wzrosła do takiej, przy której otwieramy balkon, kot wylazł na ten balkon (bezpieczny, proszę się nie bać,  ma zabezpieczenia dla zwierząt już od wielkości fretki) i się rozdarł.
Och jak tęsknieeeeee!!!!!!!!!!
Chcieliśmy ją Julią nawet zacząć nazywać - że niby tak swego Romea przywołuje - ale po godzinie te jęki stały się irytujące, po dwóch - wkurzające, a po trzech - żałowaliśmy, że balkon taki bezpieczny.
A gdy dziewczę zeszło na poziom gruntu (bo siedziała na parapetku, ale bezpiecznie, bo przed nią była jeszcze siatka antygołębiowa, -fretkowa, -kocia) zaczęła się prężyć i wypinać - resztę opisów przez grzeczność pominę. I co gorzej, dobierała się do Chwili!
Dobieranie się było odwrotne, bardzo bowiem chciała, żeby to Chwila dobrała się do niej!
Fretce oczywiście dwa razy nie trzeba kota pod nos podstawiać. Chętna Balbina leżała, a Chwila wokół niej się dwoiła i troiła, gryzła po szyi, nogach, karczychu - kot warczał, ale raczej rozkosznie (ups!) niż z bólu i złości. Tylko jak się frecisko do uszu zabierało, to kot wchodził w wysokie C i już nie był dla freta miły.
Po dwóch dniach takich akcji Chwila miała chwile ;-) zwątpienia, siły już nie miała, schudła biedaczyna, a kot tylko gryź i gryź. I uciekała przed większą od siebie Balbiną, byle dalej, byle mieć trochę swojego freciego spokoju. Czyli do Narnii szła, bo to jedyne wolne od kociej obecności miejsce.

Dziś, błogosławiona cisza. Kot się nie drze, kot nie jest chętny, fretka może kota zwyczajnie ganiać, po to, by za chwilę być ganianą przez kota.
Ochhh, Balbino, jedziemy do lekarza. Już wkrótce.

UPDATE
Już po. Amorach, rujkach itp. Balbina była very dzielna, choć zsikała się bida po zdjęciu pieluchy i wczoraj śmierdziała niemożebnie. Ale w nocy się wylizała i znowu jest piękna. Poza tym raczy nie zauważać swego ogolonego brzucha i paru szwów na nim. 

sobota, 13 kwietnia 2013

Telemarketing

Zadzwoniła do mnie ostatnio pani telemarketerka z firmy Royal Canin. O dziwo nic mi nie chciała sprzedać, lecz zapytać o samopoczucie Balbiny, jako - w mniemaniu RC - zjadacza ich karmy.
Oczywiście mogłam Panią spławić, ale co mi tam, pogadałam chwilę, opowiedziałam, że kot je tylko Royal Canina, że ma po nim sierść puszystą, a kupki zdrowe jak na reklamach (co z tego, że psich?!).
Nie powiedziałam tylko, że główną zjadaczką karmy Kitten jest inny czworonóg zamieszkujący pod tym samym adresem. Chwila bowiem Royal Canina uwielbia. Gardzi nieco swoją (też z najwyższej półki) karmą fretkową (nie powiedziałam też Pani, że kotka jest zdrowa i piękna być może po karmie Bosch dla fretek).
Frecinka nauczyła się nawet gryźć te małe royalowe kwiatuszki i więcej razy nie zrobiła już numeru z zakrztuszaniem.

Hmm, a może chodzi o ten kwiecisty kształt? Bo fretkowe żarcie to zwykłe trójkąty.

środa, 3 kwietnia 2013

Drzemka Chwili

Ostatnio były wybryki Balbiny, pora więc na fotki z Chwilą (ponieważ obie są zbyt szybkie, zdjęcia wspólne są w większości poruszone i do publikacji się nie nadają).
Przed kąpielą w łazience taki widoczek zastałam:
I jeszcze fotka Balbiny - biedaczka znudziła się moja kąpielą

niedziela, 31 marca 2013

Świątecznie

Balbina w roli wielkanocnego zajączka życzy wszystkim Wesołego Alleluja.
Tymczasem Chwila się zaszyła kącie, ponieważ zima nie odpuszcza, więc zwierz śpi cale dni.

piątek, 22 marca 2013

Nadrabianie zaległości

Drapak



Kot dostał drapak. Fretka dostała drapak. Niestety obie dostały ten sam drapak, więc co i rusz toczą o niego wojnę. Oczywiście jak sobie przypomną, że go mają, bo lubią nie pamiętać i wciąż ostrzyć pazurki na sofie.




Bywają momenty, kiedy obie pragną skorzystać z dobrodziejstw drapaka. Nie ma takiej opcji! Fretka górą, a kot musi się przyglądać z bezpiecznej odległości.
Dopiero kiedy Chwili znudzi się przełażenie przez te wszystkie dziury...
...drapak może należeć do Balbiny.

A gdy już obejmie go w swe posiadanie, robi groźną minę i udaje Cerbera.
(Zdjęcia są już trochę stare, drapak ma miesiąc i w niewyjaśnionych okolicznościach zdemontowana została kolorowa piłeczka, przyklejona tam "dla zabawy" - otóż ktoś pomyślał, że to wcale nie jest miłe, jak nie można sobie wziąć piłeczki, no i ją zabrał do jakiejś fre.. ups, skryjówki)



Wyjazd 

Podczas naszej tygodniowej nieobecności zwierzaki miały najlepszą opiekę. Balbina została BaRbiną, a Chwila - Filą. Kot się tak rozbestwił, że trzy dni po naszym powrocie albo ciągle domagała się skupienia na sobie całej uwagi, głaskania, przemawiania, a gdy tego nie otrzymywała układała się w widocznym miejscu z miną, która mówiła TĘSKNIĘ (w domyśle: gdy Was nie było, byłam szczęśliwa).

niedziela, 3 marca 2013

Zostawiasz nas same na całą niedzielę? Pożałujesz

Leżę w wannie i się relaksuję po dniu spędzonym na bieganiu z nartami u nóg. Zwierzaki też gdzieś biegają, z rzadka tylko zaglądając do łazienki. Nagle słyszę potężne SRUUUUU. Coś spadło.
Nic to, myślę sobie, ale nie mogę odgonić myśli o słyszanego wyraźnie dźwięku tłukącego się o kafelki szkła.
Wyobraźnia działa, więc widzę już zakrwawioną sierść i futerko. Wyskakuję więc z wanny i lecę do kuchni. A tam roztrzaskana w drobny mak - a części po całej powierzchni przedpokojo-salono-kuchni - podstawka pod świeczkę. Świeczka leży na kuchence. A jeszcze na dodatek strącona butelka, z której na kuchenkę wylewa się oliwa. Wylało się jej tyle, że mało brakowało, a wylewałaby się z kuchenki. Czas ogarniania kuchni: pół godziny.
Wrrr.
Podejrzana: kocica. Stoi nieopodal ze zwieszoną głową grzesznika. Nie podchodzi nawet jak zaczynam zamiatać, choć zwykle ma hopla ma punkcie ruchów miotły.
Chwila oczywiście ma za nic walające się wszędzie szkło i udaje fakira.

Balbina pewnie chciała wleźć na/zleźć z szafek w kuchni, ale coś jej się nie udało, strąciła świeczkę, która poleciała razem z podstawką, przy okazji zahaczając o butelkę z oliwą.
Świeczka na szczęście nie była zapalona.

sobota, 23 lutego 2013

Uwięziona

Luźny o poranku wybywa do pracy, więc, żeby dłużej pospać i mniej czasu potrzebować po pobudce, przygotował sobie garderobę.
Czyli spodnie wodo- i wiatroszczelne, jakiś polar i bieliznę. Zwierzaki żywo się zainteresowały owymi obiektami w "swoim" salonie i dalejże biegać, skakać, drapać. Szczególnie im - albo powiedzmy to otwarcie, jej - Chwili, spodobały się spodnie. Bo taki fajny dźwięk przy drapaniu wydają. Łaziła w nich, drapała, a ponieważ zepsuć ich raczej nie mogła, zostawiłam ją w spokoju.
W końcu usnęła, myślałam, że sobie poszła, ale po jakimś czasie znowu drapała, szurała i znowu cichła. Za trzecim razem uznałem, że dość tego drapania i podeszłym, by ją wyjąć z nogawki. Jakież było moje zdziwienie, gdy wymacałam fretkę, ale przez podszewkę. I żadnej dziury obok. A im bardziej ja przewalałam spodnie, tym bardziej nerwowo zwierzak drapał. Już chyba miała dość tej niewoli. Trochę się naszukałam inadenerwowałam, ale w końcu znalazłam. W drugiej nogawce, przy tej wewnętrznej ochronie przeciwśnieżnej był ozprty kawwałek. Nakierowałam więc uwięzionego zwierza i pognał na wolność.
Podsumowanie: zwierz uwolniony, Luźny ma czyste spodnie, a ja jestem zadowolona, że posiedziałam chwilę dłużej i mogłam się fretce do czegoś przydać ;) zwykle tylko jadło i napitek podaję.

wtorek, 12 lutego 2013

Codzienna porcja gonitw

Skoro już mieszkają pod jednym dachem, mają się 24 h/dobę, obie noszą naturalne futra ;-) to nie wypada z obecności Tej Drugiej nie skorzystać.
Jak często korzystają - nie wiadomo. W weekend tylko można poobserwować przewalający się przez chatkę tajfun. Kot za fretką, fretka za kotem, jedna ucieka, druga się chowa, jedna patrzy na drugą, druga na pierwszą i tak ciągle. Zdarzają im się bezpośrednie starcia, a jakże - kot ma przegryzane ucho, a kiedy chce się odwdzięczyć, nie ma za co dziabnąć (bo Chwila nie ma małżowin usznych). Za to Balbina nauczyła się dopuszczać Chwilę bardzo blisko, po czym łapać ją w przednie łapki i kopać tylnymi. Nieco żal mi Chwili i jak widzę taką scenę, z drugiej strony - sama jest sobie winna, po co leje kota.

Chwila na biurko raczej nie wchodzi, Balbina więc jest nieco zszokowana jej obecnością. Próbuje wyczaić o co kaman.

Potrafią też przebywać tak blisko siebie. To zależy czy im się chce.

Kot próbuje trącić fretkę, a fretka się oblizuje, bo... chce zjeść kota?

No! Kot pogoniony.

Fretka próbuje dziabnąć Balbinę, jednak ta się nie daje i chwyta Chwilę łapkami.

Chwila ;-) odpoczynku.

Pozaczepiamy się? (Chwila podpełza cichaczem, ale kot jest czujny).

Gdzie się najlepiej tłuc? Pod krzesłem! Jedna gryzie (próbuje), druga trąca łapką.

Ha! złapałam tego freciszona i teraz nic mi nie zrobi. Nic, prawda?

Szaleństwo i gonitwa w czystej postaci.

wtorek, 5 lutego 2013

Kot w roli baranka

Wysiana kocia trawa wykiełkowała i wyrosła piękną, soczystą zielenią.
Kot miał używanie. Myśleliśmy, że będzie się pożywiała w przerwach między Royal Caninem a fretkowym Boschem. Ale nie - Balbina postanowiła na tle trawy po prostu ładnie wyglądać. Jak, nie przymierzając, wielkanocny baranek czy inny kurczaczek. A podjada dalej natkę, której już naprawdę niedużo zostało.







czwartek, 31 stycznia 2013

Czary mary

Dziewczęta nadal nie pałają do siebie wielkim uczuciem, choć już coraz częściej można je spotkać razem. Oczywiście wtedy się najczęściej bijatykują. Choć nie tylko.
Dzisiejszy obrazek po wyjściu z sypialni. Pod drzwiami (przesuwnymi) leży Balbina, rozciągnięta od futryny do futryny. Na kocim ogonie leży Chwila. Słoooodko! Jak tylko mnie zobaczyły, fretka ugryzła kota w zadek, kot zaczął uciekać, a fretka go gonić.
A skąd się wzięła Balbina rozciągnięta pod drzwiami. Przypuszczam, że naśladuje Chwilę. Ta bowiem doskonale daje sobie radę z nie do końca domkniętymi drzwiami. Kładzie się, przednimi łapkami zapiera o futrynę a pyszczek wkłada w przerwę między drzwiami a futryną. Opanowała tę umiejętność do perfekcji i zajmuje jej to ułamek sekundy.
Natomiast według kota musi to wyglądać tak: zamknięte drzwi, fretka się kładzie, drzwi otwarte. Czary mary! Zatem ona też tak chce. Tylko jej zaklęcia nie działają :(

piątek, 18 stycznia 2013

Kocica dwojga imion

Balbina Awantura, tak się teraz do kota zwracamy i proszę robić tak samo.
Co ten zwierz wyczynia! Wszystko musi być po jej myśli, bo jak nie, to wydaje z siebie wszelkie dostępne formy miauczenia - wysoko, nisko, z charkotem, z zaciąganiem. Aaaaa! Najlepiej o 3:30 w nocy.

Przy Balbinie Awanturze doceniam jeszcze bardziej nasze fretki. Bo one nie wydawały (bez potrzeby) z siebie głosu. Owszem, czasem wstawaliśmy w środku nocy pochować piłeczki z dzwonkami, albo zebrać porozrzucane (z wielkim hukiem) książki, dyski, szklanki. Ale wystarczyło parę takich numerów, byśmy się nauczyli, że to, co pozostawiamy w zasięgu futrzaków jest ich i sobie to wezmą w dowolnym momencie (ok, ze zrzucaniem to były eksperymenty - one musiały wiedzieć, czy grawitacja nadal działa).
A z kotem jest inaczej - ona wydaje odgłosy paszczowe - jak coś chce, albo jak czegoś nie chce, jak jej dobrze oraz gdy jej źle. Wiem, wiem, nie powinniśmy reagować, ale nie mam siły brać jej na przetrzymanie, gdy drze się w środku nocy przez 10 min., otwieram sypialnię i wpuszczam dranicę. A nad ranem pieśń, by dziecię wypuścić. Zwariować można, a zwierz oporny na razie na naukę samodzielnego otwierania drzwi.

niedziela, 6 stycznia 2013

Grunt to rodzina!

Znamy (i to dobrze) ludzkich towarzyszy rodziców Balbiny :D Uznaliśmy więc, że pora, by i zwierza albo pamięć odświeżyły, albo poznały potomstwo/protoplastę.
Tydzień temu odwiedził nas brat Balbiny - Bubu, wraz z wujem - Berkiem i człowiekami. Ludzie mieli więc towarzystko ludziów, zwierzaki zaś - zwierzaków. Najpierw było to bardzo niepewne i strachliwe spotkanie. Kotka zaszyła się za sofą i siedząc tam wydawała z siebie dźwięki, o które nigdy byśmy jej nie podejrzewali. Za to Bubu obszedł nasze włości, wszędzie (gdzie się zmieścił) zajrzał, potem przypomniał sobie o sis i dalejże wyciągać ją zza tej sofy. Trochę to trwało zanim wyszła, cała najeżona i sycząca na brata, a potem zaczęły się tłuc.
I mogliśmy spuścić towarzystwo z oka, a zająć się rozmowami.
Jeszcze tylko trzeba było interweniować, kiedy obudziła się Chwila. Zestresowała się okrutnie, widać pomyślała, że ledwo ustawia kocicę - dwa razy od niej większą - jak będzie się musiała brać za kocurka - większego jakieś trzy-cztery razy. To chyba było za dużo na jej freciastą głowę, więc przemykała wzdłuż mebli do swych miseczek, drżąc przy okazji i jeżąc się po końcówki sierści. Darowaliśmy jej ten stres i dostała apartament w sypialni, co ją oczywiście bardzo uradowało.
W końcu Balbina zainteresowała się wujkiem Berkiem i latała przeszczęśliwa w jego dredach, bawiła się nimi i chowała w nich. Berek, jak to Berek, wszystkie te dziecięce igraszki przyjmował spokojnie i bez większego zainteresowania. Najbardziej jednak podobały mu się ręce człowieka na jego głowie i głaskanko - jak ustawało robił te swoje berkowe oczy i znowu miał głaskanko :)






A wczoraj pojechaliśmy z wizytą do ojca Balbinowego - Marleya, który mieszka z wujaszkiem Balbinowym - Fado. Oba kociska wielkie, długowłose i średnio zadowolone z przyjazdu kogoś, kto odbiera im cały podziw i splendor. Było więc syczenie, miauczenie, pacanie oraz gonitwa. Marley chyba miał w pamięci schadzkę z Balbinową mateczką, bo miał pewne opory, kiedy dziewczyna się do niego zbliżała. Choć jest jakieś sześć razy od niej cięższy i tyleż samo większy. A młoda - jakby nigdy nic eksplorowała nie swoje mieszkanie, wyjadała nieswoje kwiatki, dawała się głaskać (ale bez przesady) nieswoim człowiekom. A na końcu - ponieważ nasze spotkanie przeciągnęło się nieco - zasnęła spokojnie na górnej półce drapaka. Półkę niżej spał Marley - chyba zły, że Ktoś-Jest-Na-Jego-Drapaku, ale nie dał rady jej z niego zgonić, a nawet wprost przeciwnie, młoda ze dwa razy trąciła go łapką (jakby to mała Chwila była a nie potężny Marley, kocica zupełnie nie ma instynktu samozachowawczego, natomiast odwaga uszami jej wyłazi).