czwartek, 31 stycznia 2013

Czary mary

Dziewczęta nadal nie pałają do siebie wielkim uczuciem, choć już coraz częściej można je spotkać razem. Oczywiście wtedy się najczęściej bijatykują. Choć nie tylko.
Dzisiejszy obrazek po wyjściu z sypialni. Pod drzwiami (przesuwnymi) leży Balbina, rozciągnięta od futryny do futryny. Na kocim ogonie leży Chwila. Słoooodko! Jak tylko mnie zobaczyły, fretka ugryzła kota w zadek, kot zaczął uciekać, a fretka go gonić.
A skąd się wzięła Balbina rozciągnięta pod drzwiami. Przypuszczam, że naśladuje Chwilę. Ta bowiem doskonale daje sobie radę z nie do końca domkniętymi drzwiami. Kładzie się, przednimi łapkami zapiera o futrynę a pyszczek wkłada w przerwę między drzwiami a futryną. Opanowała tę umiejętność do perfekcji i zajmuje jej to ułamek sekundy.
Natomiast według kota musi to wyglądać tak: zamknięte drzwi, fretka się kładzie, drzwi otwarte. Czary mary! Zatem ona też tak chce. Tylko jej zaklęcia nie działają :(

piątek, 18 stycznia 2013

Kocica dwojga imion

Balbina Awantura, tak się teraz do kota zwracamy i proszę robić tak samo.
Co ten zwierz wyczynia! Wszystko musi być po jej myśli, bo jak nie, to wydaje z siebie wszelkie dostępne formy miauczenia - wysoko, nisko, z charkotem, z zaciąganiem. Aaaaa! Najlepiej o 3:30 w nocy.

Przy Balbinie Awanturze doceniam jeszcze bardziej nasze fretki. Bo one nie wydawały (bez potrzeby) z siebie głosu. Owszem, czasem wstawaliśmy w środku nocy pochować piłeczki z dzwonkami, albo zebrać porozrzucane (z wielkim hukiem) książki, dyski, szklanki. Ale wystarczyło parę takich numerów, byśmy się nauczyli, że to, co pozostawiamy w zasięgu futrzaków jest ich i sobie to wezmą w dowolnym momencie (ok, ze zrzucaniem to były eksperymenty - one musiały wiedzieć, czy grawitacja nadal działa).
A z kotem jest inaczej - ona wydaje odgłosy paszczowe - jak coś chce, albo jak czegoś nie chce, jak jej dobrze oraz gdy jej źle. Wiem, wiem, nie powinniśmy reagować, ale nie mam siły brać jej na przetrzymanie, gdy drze się w środku nocy przez 10 min., otwieram sypialnię i wpuszczam dranicę. A nad ranem pieśń, by dziecię wypuścić. Zwariować można, a zwierz oporny na razie na naukę samodzielnego otwierania drzwi.

niedziela, 6 stycznia 2013

Grunt to rodzina!

Znamy (i to dobrze) ludzkich towarzyszy rodziców Balbiny :D Uznaliśmy więc, że pora, by i zwierza albo pamięć odświeżyły, albo poznały potomstwo/protoplastę.
Tydzień temu odwiedził nas brat Balbiny - Bubu, wraz z wujem - Berkiem i człowiekami. Ludzie mieli więc towarzystko ludziów, zwierzaki zaś - zwierzaków. Najpierw było to bardzo niepewne i strachliwe spotkanie. Kotka zaszyła się za sofą i siedząc tam wydawała z siebie dźwięki, o które nigdy byśmy jej nie podejrzewali. Za to Bubu obszedł nasze włości, wszędzie (gdzie się zmieścił) zajrzał, potem przypomniał sobie o sis i dalejże wyciągać ją zza tej sofy. Trochę to trwało zanim wyszła, cała najeżona i sycząca na brata, a potem zaczęły się tłuc.
I mogliśmy spuścić towarzystwo z oka, a zająć się rozmowami.
Jeszcze tylko trzeba było interweniować, kiedy obudziła się Chwila. Zestresowała się okrutnie, widać pomyślała, że ledwo ustawia kocicę - dwa razy od niej większą - jak będzie się musiała brać za kocurka - większego jakieś trzy-cztery razy. To chyba było za dużo na jej freciastą głowę, więc przemykała wzdłuż mebli do swych miseczek, drżąc przy okazji i jeżąc się po końcówki sierści. Darowaliśmy jej ten stres i dostała apartament w sypialni, co ją oczywiście bardzo uradowało.
W końcu Balbina zainteresowała się wujkiem Berkiem i latała przeszczęśliwa w jego dredach, bawiła się nimi i chowała w nich. Berek, jak to Berek, wszystkie te dziecięce igraszki przyjmował spokojnie i bez większego zainteresowania. Najbardziej jednak podobały mu się ręce człowieka na jego głowie i głaskanko - jak ustawało robił te swoje berkowe oczy i znowu miał głaskanko :)






A wczoraj pojechaliśmy z wizytą do ojca Balbinowego - Marleya, który mieszka z wujaszkiem Balbinowym - Fado. Oba kociska wielkie, długowłose i średnio zadowolone z przyjazdu kogoś, kto odbiera im cały podziw i splendor. Było więc syczenie, miauczenie, pacanie oraz gonitwa. Marley chyba miał w pamięci schadzkę z Balbinową mateczką, bo miał pewne opory, kiedy dziewczyna się do niego zbliżała. Choć jest jakieś sześć razy od niej cięższy i tyleż samo większy. A młoda - jakby nigdy nic eksplorowała nie swoje mieszkanie, wyjadała nieswoje kwiatki, dawała się głaskać (ale bez przesady) nieswoim człowiekom. A na końcu - ponieważ nasze spotkanie przeciągnęło się nieco - zasnęła spokojnie na górnej półce drapaka. Półkę niżej spał Marley - chyba zły, że Ktoś-Jest-Na-Jego-Drapaku, ale nie dał rady jej z niego zgonić, a nawet wprost przeciwnie, młoda ze dwa razy trąciła go łapką (jakby to mała Chwila była a nie potężny Marley, kocica zupełnie nie ma instynktu samozachowawczego, natomiast odwaga uszami jej wyłazi).